Wszyscy w okolicy wiedzieli, że najlepsze truskawki można znaleźć u Barabama. Sześć dni w tygodniu Barabam dbał o swoją ziemię i rośliny. Sprawdzał, czy truskawki dobrze rosną, Wszyscy w okolicy wiedzieli, że najlepsze truskawki można znaleźć u Barabama. Sześć dni w tygodniu Barabam dbał o swoją ziemię i rośliny. Sprawdzał, czy truskawki dobrze rosną, czy nie zjadają ich żarłoczne motyle, czy mają wystarczająco dużo wody. Siódmego dnia każdego tygodnia Barabam otwierał sklep.
Wtedy przychodzili do niego mieszkańcy wszystkich okolicznych wiosek. Opowiadali mu o tym co się gdzie wy darzyło. Czasami były to opowieści o urodzinach, czasami o śmierci, a czasami o tym, czy udały się zbiory lub relacje z wioskowych uroczystości. Barabama nie interesowały takie wydarzenia, choć za każdym razem dostawał na nie za proszenie. Nie lubił zgiełku, tłumu, a przede wszystkim nie lubił bliskości innych.
Kiedy był mały miał problemy ze skórą i wtedy wielu le karzy go dotykało żeby go zbadać, a mama mało go przytulała, bo bała się, że jego skóra jeszcze bardziej się rozchoruje. Teraz bliskość kojarzyła mu się głównie z leczeniem.
Wspaniałe były wyroby Barabama. Ciasteczka w kształcie gwiazdek miały pięknie zakręcone rogi, a w środku wy malowaną na jasnoróżowym tle różę, brzegi paseczków na lizakach falowały równiutko, słoiki z dżemami miały kształt truskawek, a zakrętki pokryte były miłym w dotyku materiałem, suszone truskawki wkładał do tęczowo świecących torebeczek z niebieską wstążeczką. Barabam wiedział jak zadbać o szczegóły. Wkładał w to wiele pracy.
Zaczynał dzień o 6.00 rano, a kończył kiedy obydwa księżyce wschodziły ponad las truskawkowy. Barabam lubił zasypiać patrząc na obie tarcze wiszące na niebie. Jeden księżyc, ten większy był filoletowy, a drugi, ten mniejszy, złoty. Jeden wyglądał jakby się uśmiechał, a drugi jakby był smutny. Choć były zupełnie inne, pasowały do siebie. Barabam nie wyobrażał sobie nieba bez obu księżyców.
Bardzo lubił swoje poukładane życie. Codzienne obowiązki, porządek w każdym kącie domu, w sklepie i w lesie truskawkowym. Tylko kiedy patrzył na księżyce zastanawiał się, czy to, że jest sam jest dobre. Nie wiedział dlaczego, ale wtedy właśnie zaczynał czuć w brzuchu pustkę, tak jakby ktoś zabrał mu kawałek niego. Kiedy to uczucie do niego przychodziło odwracał się do ściany i szybko zamykał oczy żeby zasnąć i o tym nie myśleć. Dziś czuł tę pustkę wyjątkowo mocno. Nawet trochę go bolało. Z drugiej strony ciągła obecność innej istoty wydawała mu się kłopotliwa.
Ci wszyscy, którzy pojawiali się w jego sklepie czasem go przerażali. Byli bardzo często na coś źli, niemili dla siebie, krzyczeli, skarżyli się, plotkowali. Tak jakby bycie blisko kogoś innego było niedobre i bolesne. Barabam często zastanawiał się, czy lepsze jest życie w samotności i spokoju, czy raczej wspólne z kimś w kłótniach i pełne problemów. Pamiętał, że jego rodzice też się kłócili. Na szczęście w sklepie za swoją ladą był bezpieczny. Nigdy nie wpuszczał do niego więcej niż 3 osób na raz żeby nie było tłoczno. Barabam mógłby długo tak rozmyślać, ale następnego dnia otwierał sklep, więc nie chciał wstać niewyspany. Szybko zacisnął powieki i zaczął głęboko i powoli oddychać, żeby przyspieszyć zasypianie.
Rano Barabam zrobił to co robi zawsze. Wstał o 6 rano, umył się, ubrał i zjadł śniadanie, włożył buty, zamknął za sobą drzwi i poszedł do sklepu. Świeże ciastka i dżemy przyniósł do sklepu wieczorem, więc wiedział, że wszystko jest tam gdzie być powinno. Stanął przed sklepem. Wokoło roztaczała się słodka woń rozgrzanych słońcem truskawek. Nad jego głową myszotyle fruwały od jednego kwiatka do drugiego, cicho nucąc jakąś piosenkę. Jeden z nich obniżył lot i przefrunął przed drzwiami sklepu. Wzrok Barabama podążył za nim. Ale co to? Przed drzwiami leżał niewielki woreczek z niebieską wstążeczką, do której przytwierdzona była kartka. Barabam odczytał napis: „Weź mnie ze sobą. Dzięki mnie zobaczysz więcej, ale musisz mnie trzymać w dłoni.”
Cóż to może być? – powiedział Barabam głośno sam do siebie.
Rozwiązał woreczek i zajrzał do środka. Na dnie leżał niebieski pokrzywiony kamień. Wziął go do ręki. Przyjrzał mu się zastana uważnie. Poza tym, że miał wyjątkowo ładny niebieski kolor nic w nim nie było szczególnego. Barabam rozejrzał się po okolicy. Kamień miał pomagać widzieć więcej. No cóż, Barabam nie zauważył niczego nowego, co mogłoby się ujawnić po wzięciu kamienia w rękę.
Może to jakieś żarty kogoś z jego klientów. Tak czy inaczej wezmę kamień ze sobą. Jest ładny.
Barabam ustawiał na najwyższej półce słoiki ze świeżymi konfiturami, gdy usłyszał stukanie. Za chwilę drzwi się otworzyły, a do sklepu wszedł pierwszy klient.
-Dzień dobry Barabamie. Jak się masz? – zaskrzypiała stara, cała obrośnięta białymi włosami postać.
-A dobrze, dobrze. Co u Pana? Jak tam wnuki? – Barabam przyglądał się starcowi. Pomimo wieku był wyjątkowo krzepki. Zawsze docierał do sklepu Barabama o własnych nogach i z plecakiem na grzbiecie.
-Hałasują okrutnie i psikusy robią. Nic się nie zmieniło. Znowu patykiem musiałem rozgonić towarzystwo, bo mi we włosy małych ptaszków nawsadzali kiedy spałem po południu. Świergot mnie obudził. Biegałem potem za nimi po podwórku. Paskudni są. Ot co!
-A co dzisiaj Pan kupuje? – Barabam przerwał staruszkowi.
Co tydzień słyszał skargi swojego klienta na dzieci mieszkające w jego domu, na ich rodziców, że niewdzięczni i że nie szanują starca, na sąsiadów, że nie mówią dzień dobry, na psokoty, na kurzomaki. Pomyślał, że ten dziadek jest cały przepełniony złością. Nie chciał tego więcej słuchać, bo bał się, że jego samego ta złość napełni.
-Trzy słoiki konfitur, dziesięć ciastek z truskawkowym cukrem, dwa kilo świeżych truskawek.
Barabam cicho westchnął, wszystko zapakował w pudełeczka, zawiązał wstążeczkami i włożył do różowej torby.
-45 kamieni poproszę.
-Oj to dużo. Mam tylko 40. Czy to wystarczy? Pięć mogę donieść za tydzień.
-Dobrze proszę Pana. Może Pan przynieść za tydzień. Zapiszę w zeszycie.
-A co to za kamień u Pana leży na ladzie?
-A znalazłem dziś na ziemi. – Barabam wziął swój ka mień do ręki.
-Ojoj. To ma Pan szczęście. Taki kamień to wart jest ze sto innych. Jak ja bym miał taki kamień…
Staruszek rozgadał się, ale Barabam go nie słyszał. Patrzył na dziadka otwartymi oczami ale tak jakby go nie widział. Za miast postaci zobaczył chmurę emocji i problemów, o których dziadek nie chciał mówić. Było tam zagubienie, samotność, nieumiejętność rozmowy z innymi, nieumiejętność wyrażenia miłości i ogromne zmęczenie.
-Proszę Pana… – Barabam przerwał staruszkowi jego opowieść o tym co by zrobił z kamieniem.
-Tak?
-Pan chyba bardzo kocha swoją rodzinę i tych wnuków, prawda?
-No co prawda, to prawda.
-A czy Pan im to kiedykolwiek powiedział?
-A co ja im będę takie rzeczy mówił. Pomocy potrzebują, to im daję. A to drew narąbię, a to coś podwiozę. Pracuję cały dzień, pomagam w czym mogę, żeby im lżej było. Tyle, że stary już jestem i nie daję rady. Sił mi brak, zmęczenie mnie szybko dopada. Ale robić trzeba. Tak mnie nauczyli i tak całe życie robiłem.
-A bawi się Pan czasem z tymi swoimi wnukami?
-No gdzie tam! Taki stary, a będzie się bawił z dziećmi. Ja do pracy się nadaję. Bawić to ja się już nie potrafię. Nie wiem co im tam potrzebne.
-Wie Pan, ja pamiętam, że moi rodzice bawili się ze mną. Bardzo lubiliśmy całą rodziną grać w gry planszowe. Mój tata robił figurki ze zdrewniałych fragmentów łodyg truskawek. Mama rysowała plansze i razem wymyślaliśmy różne gry. Pierwszą jaką wymyśliliśmy wspólnie była gra w farmera. Poczeka Pan chwilę? Mam ją jeszcze tu w pomieszczeniu za sklepem. Dam Panu, bo ja nie mam z kim grać. A Pan za miast tyle pracować… Przecież w tym wieku może Pan sobie pozwolić na odpoczynek, prawda? Ma Pan chyba 200 lat? Za miast pracować może Pan pobawić się z dzieciakami. To lepsze niż ganianie ich za psikusy, które Panu robią. Tak prawdę mówiąc to to też jest ich codzienna gra. Oni Panu robią wymyślone przez siebie żarty, a Pan ich goni.
-No trochę tak. – staruszek zamyślił się. – A wie Pan co, wezmę od Pana tę grę. Tak naprawdę to kocham tą zgraję tylko nie wiem jak z nimi rozmawiać i jak im to powiedzieć. Spróbuję dziś z nimi zagrać.
-Staruszek spakował wszystko do plecaka i wyszedł. W drzwiach zamamrotał coś pod nosem, bo z drugiej strony w drzwi wciskała się już grubsza postać z dzieckiem pokrzykując najpierw na dziadka, a następnie na córkę, która z ciekawości zatrzymała się i zapatrzyła w chmurę włosów staruszka. Z brody wydostawał się właśnie mały zielony ptaszek.
-No chodź! Gdzie ty się patrzysz! Teraz robimy zakupy.
-Matka szarpnęła dziecko za rękaw. Mała naburmuszona podreptała za mamą.
-Chciałabym ciastka. Może te gwizdkowe. Nie, nie… Może te z listkami truskawkowymi. Hm, nie.. Jednak wezmę trzy gwiazdkowe. Proszę też spakować takie z płatkami truskawkowych kwiatków.
Mama zaczęła krążyć po sklepie, wąchać różne przed mioty, oglądać je z każdej strony. Dotarła do mydeł truskawkowych. Dziecko prowadziła za sobą na czymś w rodzaju smyczy. Widać było, że dziewczynka sama chciałaby dotknąć przedmiotów, sprawdzić jak pachną, poskakać, albo zrobić cokolwiek na co miała ochotę.
-O, wie Pan co, wezmę dziś mydło z truskawek. Nigdy go nie próbowałam. I litr lemoniady. Ale w związku z tym proszę nie pakować tych ciasteczek z płatkami.
-Już spakowałem… – cicho powiedział Barabam.
-Mamo.
-To proszę wyjąć i dodać dwa lizaki z kropkami z nasionek.
-Mamooo.
-A, zapomniałabym. Potrzebuję też mąkę z zapachem truskawkowym.
-Mamo!
-Cicho. Poczekaj. Teraz kupuję.
-Mamo. Ja też coś chcę.
-To trzeba było powiedzieć wcześniej. Już nie mam pieniędzy.
-Dziewczynka nagle rzuciła się na podłogę i zaczęła uderzać piąstkami.
Buuu. Buuu – zapłakała – Ja też chcę. Teraz! Rurkę z truskawkową śmietaną!
-Zachowuj się! Widzi Pan jaka niegrzeczna. Same problemy z tym dzieckiem. Tylko by biegała, skakała. Ciągle chce coś robić. Nie mam do niej siły.
Barabam słuchał jednym uchem. Jego ręka sięgała po niebieski kamień. Popatrzył na matkę. Była tak bardzo zmęczona, że wszystko ją denerwowało. Przeniósł wzrok na córkę. W oczach zobaczył wielki smutek i tęsknotę za uwagą mamy, za przytulaniem. Zobaczył też chęć nauki i poznawania i jednoczesną rezygnację, przekonanie, że nic ciekawego nie może się zdarzyć.
-Jak masz na imię? – Barabam spytał dziewczynkę.
-Kaliome.
-Ładnie. A co lubisz robić?
-Patrzeć na lalale. Tak pięknie biegają po drzewach. Robią fikołki w gałęziach. Skaczą z drzewa na drzewo. Też bym tak chciała.
Proszę Pani – Barabam zwrócił się do matki – tak się składa, że mam dziś promocję i rozdaję dobrym klientom rurki z truskawkową śmietaną. Czy mogę jedną zaproponować Pani córce?
-Skoro ma Pan promocję to tak. Ale na talerzyku, żeby się nie pobrudziła.
-Hm, otóż promocja jest dostępna, ale tylko dla tych klientów, którzy pokażą, że sami potrafią zrobić sobie taką rurkę. To by oznaczało, że Kaliome musiałaby wejść na chwilę za ladę, założyć fartuch żeby się nie pobrudzić i zrobić rurkę. Czy tak może być?
Matka zawahała się.
-No dobrze.
-Mamo! Dziękuję. Tak, bardzo chcę pomóc robić rurki. A czy dla mamy mogę też zrobić jedną? – Kaliome popatrzyła na Barabama.
-Tak, oczywiście.
-Mama odpięła córkę z linki, a ta radośnie wskoczyła za ladę. Założyła fartuch, a po chwili już zwijała przygotowane przez Barabama cienkie placuszki w ruloniki zaklejając je miodowo-truskawkową masą. Barabam pokazał Kaliome jak ze specjalnej maszyny wycisnąć bitą śmietanę. Mała była szczęśliwa. Wreszcie coś ciekawego się działo!
-Pani córka to świetny pomocnik. Czy Pani w kuchni też pomaga?
-Do tej pory nic jej nie dawałam do zrobienia. Myślałam, że jest za mała na takie prace.
-Nie mamo, nie jestem za mała. Tak bardzo chciała bym z Tobą gotować. – dziewczynka z dumą położyła przed mamą na ladzie rurkę, z której z obu stron wystawała pięknie spieniona różowa śmietana. – Zjedz mamo. Moja jest pyszna.
-Mama popatrzyła na córkę jakby widząc ją po raz pierwszy. Może rzeczywiście powinna o niej myśleć inaczej, może jest wystarczająco duża na to, że można jej pozwolić być samodzielną.
-No dobrze. Będę dziś robiła ciasto z truskawkami. Chcesz mi pomóc?
-Tak! Tak! Bardzo chcę ci pomóc. Umyję truskawki i przesieję mąkę. Nie pobrudzę niczego. Obiecuję. – Kaliome skakała wokoło mamy.
-No dobrze, spróbujemy zrobić je razem. Ale będziesz robiła to o co Ciebie poproszę, dobrze.
-Tak mamo.
-Do widzenia Panie Barabamie. Dobry z Pana człowiek. Dziękuję za dzisiejszą lekcję. – matka uśmiechnęła się, przytuliła Kaliome i wyszła ze sklepu trzymając córkę za rękę.
-Nikt nowy nie wszedł do sklepu. Barabam zamyślił się. Cóż za niesamowity kamień! Rzeczywiście pomaga widzieć więcej. I jak to jest możliwe, że ludzie są tak blisko siebie, a tak bardzo siebie nie widzą. Bezwiednie wziął do ręki placek do rurki i ugryzł zastanawiając się nad tym co dziś zo baczył.
-Nagle trzasnęły drzwi. Barabam aż podskoczył za swoją ladą. Do sklepu weszły krzycząc dwie dorosłe osoby.
-Mówiłam Ci, że nie chcę żeby oni do nas dziś przychodzili! Mam pracę. Jestem zmęczona.
-Ale przecież powiedziałaś, że ich lubisz, więc pomyślałem, że będzie Ci miło, że ich spotkasz. Mówiłaś, że brakuje Ci spotkań z ludźmi.
-Nie wtedy kiedy mam pracę. Mógłbyś mi pomóc, a ty tylko szukasz pomysłu na rozrywki.
-No bo chciałem, żebyś miała trochę radości. Nie możesz ciągle pracować i pracować!
-Co teraz się tobie nie podoba, że pracuję! W niczym mi nie pomagasz!
Para zatrzymała się pomiędzy ladami. Nie zwracając uwagi na Barabama dalej się kłócili. Barabam wziął do ręki niebieski kamień. W tym samym momencie zamiast słyszeć słowa padające z ust dotarło do niego to co nie było wypowiedziane.
Ona: – Jestem bardzo zmęczona. Pracuję, bo chcę, żebyśmy mieli pieniądze na wspólne wakacje. Chcę móc z tobą wyjechać. Mieć kiedyś czas tylko dla siebie. Pomóż mi w tym. Tęsknię za tobą.
On: – Jestem bardzo zmęczony. Nie mam już siły. Za dużo pracujemy. Może czas odpocząć. Zrobić przerwę. Po być ze sobą. Tęsknię za tobą.
Barabam nie mógł w to uwierzyć. Dwie osoby myślą prawie tak samo, chcą tego samego, kochają się, a kłócą się ze sobą, jakby byli wrogami. Zadzwonił mocno dzwoneczkiem, który miał zawsze na ladzie na wypadek, gdyby któryś klient chciał go zawołać z zaplecza.
Proszę Państwa, cieszę się, że was widzę, bo dziś jest specjalna oferta dla par. Rozdaję ciastka wszystkim, którzy przystąpią do konkursu. Możecie wybrać sobie te, które naj bardziej lubicie. Macie chęć spróbować swoich sił?
Czworo zaskoczonych oczu patrzyło na Barabama. Krzyki ucichły.
– Eee, ja tak – powiedział On – A ty Murio?
– Ja chyba też. A jaki to konkurs?
-Nic groźnego. Zadam wam jedno pytanie, na które musicie udzielić odpowiedzi na kartce w ciągu jednej mi nuty. Zgoda?
Tak – odpowiedzieli razem i popatrzyli na siebie uśmiechając się.
-To zadanie jest takie – mówiąc Barabam rozdawał jednocześnie kartki i długopisy – macie jedną minutę na na pisanie na kartkach co lubicie w sobie nawzajem. – Każdy pisze nie zaglądając drugiemu w kartkę – Barabam pogroził palcem i uśmiechnął się.
Popatrzyli na siebie i zaczęli pisać. Kartki zapełniały się słowami. Minuta minęła bardzo szybko. Barabam klasnął w dłonie.
-Koniec!
-Jak to koniec. Ja dopiero zacząłem – z uśmiechem po wiedział On.
-To proponuję, żebyście teraz na głos przeczytali sobie to co napisaliście.
Na kartkach znalazły się piękne słowa. Barabam słuchał ze wzruszeniem. Jego klienci też się wzruszyli słuchając tego co sobie czytali. Na koniec przytulili się.
-Dziękujemy – obydwoje uśmiechnęli się do Barabama. – Bardzo dziękujemy. Chyba musimy tu częściej przychodzić. Pomachali Barabamowi i już chcieli wychodzić.
-Zaraz, zaraz, a wasze ciastka? A zakupy?
-A! No tak. Zupełnie o tym zapomnieliśmy. Ja poproszę ciastko z truskawkami i malinami, a ty?
-Ja z czekoladowe z konfiturą.
Kiedy zrobili zakupy i wyszli Barabam popatrzył ponownie na niebieski kamień. Nie mógł uwierzyć w to co się działo. Cała reszta dnia zeszła Barabamowi na rozmowach z klientami. Dzięki niebieskiemu kamieniowi wielu osobom pomógł. Był bardzo zmęczony, ale też bardzo szczęśliwy. Cieszył się, że wszyscy jego klienci są gdzieś w środku zupełnie inni, niż się wydają. Chciał o tym komuś opowiedzieć. Tak dużo myśli krążyło w jego głowie. Rozmyślając porządkował kamienie, którymi klienci mu zapłacili, układał towary na półce. Słońce było już nisko nad widnokręgiem. Niedługo miał zamknąć sklep.
Drzwi się uchyliły i do środka weszła Petunia. Była trochę inna od wszystkich klientów. Wyjątkowo spokojna. Mówiła bardzo niewiele i lekko się uśmiechała.
-Poproszę o pół kilo małych ciasteczek truskawkowych. Tych najmniej zdobionych. – uśmiechnęła się delikatnie.
-A nie chciałaby Pani tych ze złotymi słońcami, albo płatkami kwiatów?
-Nie. Wolę te zwykłe. Wtedy najlepiej czuć smak ciasta.
Barabam wkładał ciasteczka do torby. Pomyślał, że Petunia jest chyba jedyną radosną osobą którą zna i której nie trzeba byłoby pomagać. Kiedy jednak odwrócił się do niej bezwiednie sięgnął dłonią do niebieskiego kamienia. To co zobaczył bardzo go zdziwiło. Przed nim stała jedna z najsmutniejszych istot jakie dziś spotkał. Czuła się całkiem samotna. Nie wierzyła w siebie. Nie pokazywała ludziom tego co umiała, a miała wiele talentów. Bała się, że inni nie będą jej rozumieć i ją zranią.
Barabam nagle zrobił coś, czego nigdy by po sobie się nie spodziewał. Wyszedł za ladę podał Petunii torebkę z ciasteczkami i wyciągnął do niej dłoń. Petunia podał mu swoją. Dotykając dłoni Petunii Barbam poczuł to samo, co czuł dotykając kamienia. Dzięki dotykowi dalej rozumiał co Petunia czuje.
-Petunio, mam do Ciebie pytanie i jednocześnie prośbę. Potrzebny mi jest pomocnik w firmie. Mam bardzo dużo pracy i sam nie daję sobie rady. Poszukuję kogoś, kto wypiekałby ze mną ciastka i robił konfitury i dżemy. Kogoś kto ma wyczucie i smak. Wydaje mi się, że Ty to potrafisz. Czy chciałabyś u mnie pracować? Pomagałabyś mi bardzo.
-Naprawdę? Ja nigdy nie robiłam ciastek, ani konfitur.
-Nie szkodzi. Opowiadałaś mi kiedyś, że lubisz szyć, malować, lepić figurki. To też są prace manualne i wymagają pomysłu, wyobraźni, cierpliwości i dokładności. Wiem, że sobie poradzisz.
W trzymanej przez Barabama dłoni pojawiło się coś nowego. Ciepło radości i nadzieja.
-Nie wiem, czy się nadaję…
-Nadajesz się. Ja to wiem. – powiedział Barabam i puścił dłoń Petunii. – Przyjdź jutro rano jeśli możesz. Zobaczymy, czy będzie się Tobie podobało.
-Dobrze. Przyjdę – Petunia uśmiechnęła się jakby moc niej i schowała torebkę z ciastkami do koszyka. Wychodząc, pomachała Barabamowi na pożegnanie.
-Do jutra Barabamie.
-Do jutra.
Tej nocy Barabam z radością patrzył na księżyc. Cieszył się, że potrafi lepiej rozumieć ludzi, że potrafi choć trochę pomóc im zrozumieć siebie. A najbardziej cieszył się z tego, że zaprzyjaźni się z Petunią, choć nie bardzo widział jeszcze jak zorganizować pracę, kiedy będzie ją wykonywał wspólnie z nią.