Patronem serwisu jest PTCA

Nie taki smok straszny

Atopia 1/2017
Była ciemna, gorąca, sierpniowa noc. Przez okno do pokoju wpadał srebrny blask księżyca. Na zewnątrz panowała cisza. W pokoju słychać było drapanie paznokciami w prześcieradło i ciche dźwięki, – raz warczenie, za drugim razem jakby jęk. Wydawało się, że to jakieś potwory mieszkają w małym niebieskim pokoju z gwiazdozbiorami namalowanymi na suficie.
Opowiadanie i ilustracje: Monika Wyrzykowska

Choć tak naprawdę nie było w nim żadnych bestii, to Patryk zmagał się po raz kolejny z czymś, co było dla niego okrutnym potworem – ze swędzeniem, które atakowało jego nogi i ręce. Nienawidził tego. Nie mógł spać. Tak bardzo chciał się podrapać, ale wiedział, że nie może tego zrobić, bo będzie jeszcze gorzej. Mógłby zawołać mamę. Czasem, kiedy było bardzo źle, krzyczał. Wtedy jego mama przychodziła i przytulała. To zawsze trochę pomagało, ale wówczas ona też nie spała. Usiadł na łóżku i zaczął naciskać swędzące miejsca. To także nie pomogło. Obok łóżka znalazł swój balsam. Nie lubił go, bo jak się nim po smarował, wszystko kleiło się do jego ciała. Z drugiej strony, balsam trochę pomagał złagodzić świąd. Nałożył go trochę na dłonie i wtarł w nogi. Następnie położył się na łóżku z nogami do góry i podwinął nogawki piżamy. Lekki po wiew nocnego powietrza dotknął skóry. Było trochę lepiej. Patryk westchnął. Może jednak uda mu się zasnąć. Zwinął się w kłębek. Bez kołdry, bo było chłodniej. Usnął.

Rano obudziło go wołanie mamy. – Kto chce śniadanie, kto chce śniadanie, ten niech szybko wstanie. – Mama lubiła układać wierszyki. Niektóre były śmieszne. Patryk bardzo je lubił. Uśmiechnął się i zerwał się z łóżka. Za szybko – ranka pod kolanem pękła i zabolała.

– Auć! Mamooo!

– Co się stało synku? – spytała otwierając drzwi.

– Znowu mi pękło – powiedział z bólem w głosie.

– Pokaż synku, posmaruję.

Śniadanie pachniało wyśmienicie. Mama zrobiła naleśniki, z mąki gryczanej. Zwykłej mąki Patryk nie mógł jeść, ale te z gryczanej też były świetne. Dziś mama zrobiła sos czekoladowy z karobu. Pycha!

Po śniadaniu Patryk otworzył swój ulubiony komiks z jednym z super bohaterów. Chciał być taki jak Batman lub Spiderman. Przecież oni też byli inni niż zwykli ludzie, inaczej wyglądali, mieli inne ciało. Mógłby ratować ludzi, być silny i podziwiany, być inny, ale tak jak oni. Tymczasem ciało Patryka nie chciało urosnąć. Był niższy niż jego koledzy w klasie. Jedna pani doktor powiedziała, że to dlatego, że mało śpi. No pewnie, że mało śpi! Nikt by nie spał, gdyby go tak swędziało. Patryk wrócił do świata wyobraźni. Dziś był Spidermanem. Już wyciągał rękę, by wyrzucić pajęczą sieć i skoczyć na budynek obok, a konkretnie na fotel taty, gdy głos mamy przerwał zabawę.

– Patryk, jutro pierwszy dzień szkoły. Czy niczego ci nie brakuje? Chodź ze mną do twojego pokoju. Sprawdzimy czy masz wszystkie zeszyty i książki.

– Grrrrrrr! – Patryk nie mógł się powstrzymać przed wy daniem groźnego dźwięku. Błyskawicznie z dobrego Spidermana zmienił się w niszczącego, zielonego Hulka. On nie chce iść do szkoły! Tam nikt go nie lubi. Przezywają go Smok, ponieważ jego skóra nie jest gładka, łuszczy się i jest czerwona. – Za dwa dni przyjedzie do nas mała dziewczynka, Zuzia. Zamieszka z nami. Ma cztery lata. Spotkałeś ją kilka razy. To córka mojej koleżanki, Ani – powiedziała mama, kiedy już byli razem w pokoju Patryka.

– Na długo?

– Nie, tylko na trzy dni. Zuzia nie ma taty, a jej mama musi jechać do Anglii, ponieważ babcia Zuzi jest w szpitalu. Zastanawiałam się, czy oddałbyś jej swój pokój na czas jej po bytu u nas?

– Nie!! Nie oddam mojego pokoju! – odpowiedział oburzony.

– Dobrze synku. Tylko spytałam. Bez twojej zgody nie od dałabym jej twojego pokoju. W takim razie Zuzia będzie spała z nami na rozkładanym fotelu. Może tak będzie lepiej. Jest mała i może się bać spać sama w pokoju.

– Dobrze, nie chcę jej w swoim pokoju. Niech śpi z wami – powiedział stanowczo.

Wieczorem Patryk znowu nie mógł spać. Nie wiedział, czy ma się bardziej martwić powrotem do szkoły, czy tą Zuzią, która będzie się panoszyła w jego domu. Tak czy inaczej od tych wszystkich myśli skóra swędziała go bardziej. Zasnął koło północy.

Pierwszy dzień w szkole był krótki. Nie było lekcji, a tylko uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego. Drugiego dnia zna lazł sobie ławkę z tyłu sali, żeby nikt na niego nie patrzył w czasie lekcji. Usiadł sam i przyglądał się kolegom i ko leżankom. Nawet nie byli dla niego nieprzyjemni tak, jak w zeszłym roku. Rozmawiali o wakacjach, śmiali się. Kilka osób powiedziało mu cześć. Odpowiedział, ale tak na prawdę wolał zostać sam.

W ten sposób uniknie niepotrzebnych kłopotów. Zaczęła się pierwsza lekcja. Nauczycielka sprawdzała listę obecności. Wtedy otworzyły się drzwi do klasy, a w nich stanęła dziewczynka z czarnymi włosami związanymi w koński ogon. Przeprosiła za spóźnienie. Nauczycielka przedstawiła ją klasie. Dziewczynka była nową uczennicą w szkole i miała dołączyć do klasy Patryka. Miała na imię Julita. W klasie było tylko jedno wolne miejsce (to obok Patryka), więc Julita je zajęła. Miała zaczerwienione oczy i jak tylko usiadła, kichnęła. Przeprosiła i szybko odwróciła głowę w stronę nauczycielki. Nie odzywali się do siebie przez dwie pierwsze lekcje. Co jakiś czas kichała. Na trzeciej lekcji dziewczynce zabrakło chusteczek.

– Przepraszam, czy masz może chusteczki? – spytała Patryka. – Mam alergię na pleśnie i grzyby i zawsze we wrześniu kicham, a moje chusteczki właśnie się skończyły. Patryk zakrył swoje ręce rękawami bluzki i podał swoje chusteczki dziewczynce.

W czasie przerwy obiadowej Patryk poszedł po swoje jedzenie, które mama zostawiła rano u Pań kucharek. Czekało na niego podgrzane. Kiedy szedł ze swoją zupą (dziś w szaro – burym kolorze), Michał, jego kolega z klasy, zajrzał mu przez ramię.

– Siema Patryk, dziś zupa z betonu? Smacznego! – zakpił.

– Dobrze, że my mamy pomidorówkę. Chłopiec zignorował przytyk kolegi, usiadł przy stole i zaczął jeść zupę. Może nie wyglądała dobrze, ale była całkiem smaczna. Jego mama świetnie gotowała. Nagle zauważył Julitę, która siedziała z trzema dziewczynkami z klasy. Nowa koleżanka wyjmo wała z torebki pudełka z jedzeniem. Niemożliwe! Czyżby ktoś inny też miał własne jedzenie? A to dopiero niespodzianka. Rzeczywiście – Julita wyjmowała z pudełek na swój talerz kaszę gryczaną i jakieś warzywa. Widać było, że towarzyszące jej dziewczynki rozmawiają o tym, co ma na talerzu. Julita wstała, przyniosła trzy widelce. Każdej z dziewczynek dała do spróbowania swoje jedzenie. Ooo, chyba im smakowało, bo wzięły drugą porcję. Patryk dokończył szybko swoją zupę. Miał jeszcze jedną lekcję tego dnia – WF. Tego przedmiotu nie cierpiał najbardziej. Będzie się musiał przebierać przy wszystkich. Pobiegł szybko w kierunku sali gimnastycznej, żeby zrobić to zanim reszta kolegów przyjdzie na zajęcia. Patryk cały czas rozmyślał, dlaczego on wcześniej nie poczęstował kolegów swoim posiłkiem. Może dziewczynom jakoś to lepiej wychodzi, więcej ze sobą rozmawiają. Tak czy inaczej to dobrze, że nie jest już jedynym uczniem z innym jedzeniem na stołówce. Tak się zamyślił, że nie zauważył kiedy skończyła się lekcja.

Patryk mieszkał blisko szkoły, więc sam wracał do domu. Wyszedł za bramę, spojrzał na okna swojego mieszkania i wtedy nagle przypomniał sobie. O nie! Od dziś ma być u nich ta dziewczynka, Zuzia. Nie będzie miał spokoju. Spochmurniał.

Otworzył drzwi do mieszkania. W domu była mama, pani Ania i Zuzia. Tata jeszcze nie wrócił z pracy.

– Witaj synku. Dobrze, że jesteś. Upiekłam ciasto. Zjedz z nami kawałek.

– Nie jestem głodny – burknął.

– Chodź, zjedz. Znalazłam fajny przepis na ciasto z mąki ryżowej.

– Nie jestem głodny – powtórzył, odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi, rzucił tornister na podłogę i otworzył swój ulubiony komiks. Drzwi jednak ponownie otworzyły się i stanęła w nich mama.

– Patryk, proszę cię. Przyjechała Zuzia. Będzie z nami kilka dni. Boi się tu zostać, a musi. Nie zachowuj się tak. Pomóż jej trochę.

„Acha, a kto mi pomoże. Mnie cały czas swędzi.” pomyślał Patryk, ale wyszedł za mamą i usiadł przy stole. Wziął kawałek ciasta i po spróbowaniu go stwierdził, że było smaczne. Zuzia kręciła się i szukała czegoś w torbie. Najwidoczniej znalazła, bo krzyknęła „Mam” i podbiegła do Patryka.

– Mama mi kupiła fajną książkę. Ja już umiem czytać, wiesz? To opowieść o Smoni. Smonia to smok, ale taki fajny. Przeczytam ci – Zuzia otwierała stronę za stroną i udawała, że czyta tekst. Część z niego nawet pamiętała.

„Dlaczego znowu o smoku? Prześladują mnie te smoki.” pomyślał Patryk. W pewnym momencie Zuzia przestała czytać. Chyba zapomniała co było treścią kolejnej strony.

– Może ja tobie teraz poczytam. Też umiem – powiedział Patryk. Zuzia uśmiechnęła się.

– Tak, teraz ty czytasz.

– „… Wszystko lubimy robić razem. Z wyjątkiem jednego. Pogonić kota lubi tylko jedna z nas.”

– Nie lubię gonić kotów – wtrąciła dziewczynka – Mam kota w domu. Dlaczego Smonia lubi gonić koty? Przecież one się boją!

– Może Smonia myśli, że się bawią.

– Ja bym wytłumaczyła Smoni, że tak nie można. Taki ładny smok, a nic nie rozumie. Mój Smok wszystko rozumie – Zuzia pokazała Patrykowi pluszowego smoka w zielone cętki.

– Wiesz, jak spotkamy Smonię, musimy jej to koniecznie wytłumaczyć – powiedziała pani Ania. – Chodź zobaczymy, gdzie będziesz dziś spała. Pamiętasz, że ja wyjeżdżam wie czorem? Ty zostaniesz z ciocią Krysią, Patrykiem i tatą Patryka, Andrzejem. Chodź, pokażemy twojemu Smokowi, gdzie będziecie spać.

– „Mamo, czy ona musi być z nami?” wyszeptał Patryk kiedy dziewczynka z mamą się nieco oddaliły – Wolę być sam w domu.

– Musi, musi. Ania nie znalazła lepszego miejsca dla Zuzi, a musi szybko wyjechać.

– Idę więc poczytać do pokoju. A może mogę trochę po grać na komputerze?

– Możesz, ale nie dłużej niż pół godziny. Masz jakieś lekcje?

– Nie. Mamo, przecież to był drugi dzień nauki w szkole. Patryk poszedł do siebie. Zamknął drzwi. Słyszał jak mama, pani Ania i Zuzia grają w jakąś grę, ale nie chciał do nich wyjść. Słyszał też rozmowy przy tworzeniu kalendarza na te kilka dni pobytu Zuzi. Zaznaczyły w nim, co będzie się działo każdego dnia i kiedy Pani Ania wraca po Zuzię. Wieczorem mama Zuzi pomogła jej umyć się, położyła ją do łóżka, utuliła do snu i pojechała. Patryk akurat jadł ko lację, gdy wychodziła. Popatrzył na śpiącą Zuzię. Była mała. Mama krzątała się po domu. Sprzątała, gotowała i szykowała tacie posiłek. Miał zaraz wrócić z pracy. Skrzypnęły drzwi wejściowe.

– Tato, tato, zagrasz ze mną po kolacji w „Pędzące żółwie”?

– Nie Patrysiu, jestem bardzo zmęczony. Miałem dziś spotkanie za spotkaniem. Muszę zjeść, wziąć prysznic i chyba zaraz pójdę spać. Ty też idź spać wcześniej. Jutro jest sobota. Rano idę pograć w piłkę z kolegami, ale jak wrócę, to po obiedzie pójdziemy na rower, dobrze? – odpowiedział tata. Nikt nie miał dla Patryka czasu. Mama poszła do Zuzi, która kręciła się w łóżku i od czasu do czasu budziła pytając się, gdzie jest jej mama. Tata poszedł się myć. Patryk wziął kartkę i kredki. Zaczął rysować. Wyszło mu coś dziwnego. Wyglądało jak smok. Dorobił mu skrzydła i paszczę z zębami. Niedługo po tym poszedł spać.

Rano Patryka obudziły rozmowy w kuchni. Mama z Zuzią szykowały placki. Dziewczynka wsadzała palce do dżemu. Chłopcu zupełnie to się nie podobało. Nie dość, że w nocy mama nie chciała z nim zostać kiedy się obudził, to teraz jego miejsce w kuchni było zajęte przez tą Małą. Wyglądało to tak, jakby on już nie był ważny. Poszedł do swojego pokoju i zaczął bawić się zdalnie sterowaną wyścigówką. Nie zauważył kiedy Zuzia weszła do jego pokoju. Samochód z dużą prędkością wylądował na jej stopie.

– Ała! Ciociu, on mnie atakuje samochodem. Boli mnie – Zuzia skrzywiła twarz, jakby miała za chwilę płakać.

– Patryk przestań, pobaw się z Zuzią. Muszę zrobić śniadanie dla wszystkich. Nie chciał się z nią bawić! Ona zabiera jego miejsce, jego dom, jego rodziców.

– Synku, zabrakło mi mleka sojowego. Muszę iść do sąsiadki, do pani Danki. Tata już wyszedł na trening. Przypilnuj Zuzię, proszę. Będę za chwilkę. – Mama przez dłuższą chwilę popatrzyła Patrykowi w oczy wzrokiem mówiącym „Rozumiemy się?” i wyszła z mieszkania. No nie, tego już było za wiele. On nie będzie się zajmował Zuzią. Zamknął drzwi do pokoju. Słyszał, jak Zuzia śpiewa sobie jakąś dziecinną piosenkę o misiu i bawi się swoimi laleczkami. Otworzył komiks. Słyszał dźwięk przesuwanego krzesła, a potem dźwięk spadającego metalowego naczynia i potworny krzyk Zuzi. Zerwał się z łóżka. Zuzia siedziała na podłodze w kuchni, trzymała się za rękę i płakała głośno.

– Chciaaałam zjeść plackaaaa! Boooli!! Ręka boli! – krzyczała dziewczynka.

– Zuzia, nie płacz, pokaż – starał się ją uspokoić, choć sam był bardzo zdenerwowany. Patryk zobaczył czerwony ślad na ręce Zuzi. Musiała przewrócić na siebie patelnię z gorącym tłuszczem. Dobrze, że już troszkę ostygł. Wiedział, co trzeba zrobić. Jak bardzo swędzi, albo boli to trzeba szybko schłodzić. Otworzył lodówkę i wyciągnął z zamrażalnika gumowy pojemnik z zamrożoną wodą w kształcie długiej żabki. Wziął rękę Zuzi i przyłożył zimną żabę do jej ręki.  – Nie płacz Zuzia, zaraz przestanie boleć. Wiem gdzie jest maść na oparzenia. Ja się znam na skórze. Muszę wiedzieć jak siebie leczyć, kiedy wyjeżdżam z domu na noc. – Zuzia popatrzyła na Patryka. Przestawała powoli płakać. Obserwowała jak szuka tubki z maścią. Patryk posmarował oparzenie i ponownie przyło żył żabę. Otworzyły się drzwi. Do mieszkania wróciła mama.

– Patryk, Zuzia, jesteście? – W kuchni mamo. Zuzia się oparzyła. – O rety! – wbiegła do kuchni. Zobaczyła jak Patryk trzyma Zuzię za rękę i przykłada żabę do jej skóry. – Ciociu, Patryk mnie uratował. Już mnie nie boli. – Patryk popatrzył na Zuzię. Czyżby stał się bohaterem? – Zuzia, jak zdejmiesz żabkę z ręki, to trzeba oparzenie po smarować tą maścią. Prawda mamo? – chciał się upewnić. – Tak synku, dokładnie tak – Mama popatrzyła na syna po z uznaniem. – Przepraszam, że was zostawiłam samych… Zuzia, na pewno już Ciebie nie boli?

– Na pewno!

– To chodźcie, zjemy śniadanie – usiedli przy stole. Zuzia cały czas patrzyła na Patryka.

– Patryk, ty jesteś jak pan doktor. Ty wszystko wiesz o leczeniu. – Patryk poczuł się dumny z siebie. Prawdę mówiąc wiedział sporo o tym, jak dbać o skórę, jak leczyć ranki i krostki. Zuzia spojrzała na ręce Pa tryka. – A ty też się oparzyłeś?

– Nie, ja mam atopowe zapalenie skóry. Robią mi się takie czerwone plamki i ranki, i bardzo swędzą.

– A czy ty też masz maść na to?

– Mam, nawet kilka.

– A smarowałeś dzisiaj?

– Jeszcze nie. – odpowiedział. Po śniadaniu Zuzia chciała zobaczyć wszystkie maści Patryka, a kiedy się okazało, że ma też specjalne bandaże Zuzia poprosiła, żeby pobawił się z nią. Urządzą gabinet lekarski i będą leczyć Pana Smoka, który przyjechał z nią. Pan Smok też miał chorobę łusek i trzeba było go pilnie wyleczyć. Potem jeszcze trzeba było wyleczyć Pana Pingwina i lalkę Marcysię. Gabinet lekarski działał aż do powrotu taty, który zabrał Patryka na rower.

 

 

W poniedziałek rano Patryk wstał bez zmęczenia. Tej nocy lepiej spał. Nie myślał o szkole, więc się nie denerwował. Całą niedzielę bawił się z Zuzią, która zupełnie nie zwracała uwagi na to, że Patryk ma chorą skórę.

– Ciociu, czy ja mogę z Tobą odprowadzić Patryka do szkoły?

– Tak Zuziu, pójdziemy razem – powiedziała mama. Dziś po południu wracała pani Ania i zabierała Zuzię do domu. Patrykowi było trochę smutno. Dziewczynka przez całą sobotę i niedzielę patrzyła na niego jak na bohatera. Chciał być bohaterem. Patryk wszedł do klasy i usiadł w ławce. Julita już tam była. Siedziała z rozpuszczonymi włosami, które zasłaniały jej twarz. Patryk sam się zdziwił, że otworzył usta i spytał – Cześć Julita. Czy coś ci się stało, że się tak chowasz za włosami?

– Tak, ale nie mów nikomu. Może nie zauważą. Mam uczulenie na orzechy, a zjadłam dwa rano i teraz mam plamki na twarzy. Znikną niedługo, ale teraz wyglądam brzydko – od powiedziała zasmucona. Patryk zajrzał pod włosy Julity.

– Coś ci pokażę, tylko nic niemów. Zobacz – odsłonił rękaw swojej koszulki i pokazał Julicie zaczerwienioną i suchą skórę na swojej ręce. – Moje nie znikną. To też ta kie jakby uczulenie, tylko trochę gorsze. Dobrze, że twoje zniknie za godzinę. Julita uśmiechnęła się. – Co masz dziś na obiad? – spytał Patryk, widząc, że klasa powoli się zapełnia – Widziałem, że przynosisz swoje jedzenie. Ja też to robię. Moja mama świetnie gotuje. dziś barszcz ukraiński, ze śmietanką sojową. Bardzo go lubię. A ty?

– Ja mam sushi. Wczoraj wieczorem zwijałam z moją mamą – powiedziała z dumą.

– Oj to dziś niektórzy będą ci zazdrościć! – powiedział i w tym samym momencie do klasy weszła nauczycielka. Patryk uśmiechnął się do siebie. Dziś czuł się dużo lepiej. Nawet skóra jakby mniej go swędziała.

Komentarze

Dodaj komentarz