Rozalia obudziła się, ale nie chciała otworzyć oczu. Słuchała śpiewu ptaków. Och, jaki był kojący. To pewnie był sen, bo przecież w mieście nie ma tylu ptaków. Owszem, są wróble i gołębie, ale ich śpiew nie jest tak piękny.
Nagle – co to? Coś futrzastego otarło się o jej dłoń. Rozalia szybko otworzyła oczy i zobaczyła wpatrującego się w nią kota. Jego czarne futro połyskiwało w słońcu. Kot zbliżył się, jakby chciał ją polizać w nos. Rozalia szybko usiadła i cofnęła się odrobinę. Plecami dotknęła pnia drzewa. To zaniepokoiło Rozalię, bo przecież nigdy nie pozwalano jej spać w ogrodzie. Uczulenia na trawy i niektóre zwierzęta nie pozwalały jej na takie rzeczy. Tak naprawdę, to nigdy z mamą nie sprawdziły, czy spanie w ogrodzie jest groźne, czy nie, bo obie bały się wystawiać Rozalkę na takie ryzyko. Rozalka w ogóle bała się robić różne rzeczy, bo była chora. Jej ciało reagowało dziwnie na zwykłe rzeczy – na powietrze, na jedzenie, na kremy.
No dobra, to nie czas na rozmyślania! Rozalka popatrzyła groźnie na kota i prychnęła na niego.
– Czemu na mnie fukasz? – spytał kot – Nic nie mówisz, tylko prychasz. To ja jestem kotem. To ja powinienem na ciebie fuknąć.
– Chciałam ci po kociemu powiedzieć, żebyś sobie poszedł. Ale skoro potrafisz mówić, to może rzeczywiście powinnam ci to powiedzieć – idź sobie!
– No wiesz co! Przecież jestem miły.
– Jesteś kotem – Rozalka skrzywiła usta i odwróciła lekko głowę.
– To wiem. I co z tego? – obruszył się kot.
– Jak to, co?! Będę przez ciebie chora – dziewczynka popatrzyła głęboko w oczy kota. I wtedy zobaczyła, że coś się w nich mieni, coś drga, jakby jakieś obrazy.
– Nie będziesz przeze mnie chora. Ja jestem Twoim kotem. Mieszkamy razem. Ty i ja.
– To nie jest prawda. Ja nie mogę mieszkać z kotami. Mam uczulenie na kocią sierść.
– Ja jestem Twoim kotem w przyszłości. I wcale nie masz na mnie uczulenia – kot uśmiechnął się do Rozalki.
– To niemożliwe – Rozalka spuściła wzrok, jej usta ułożyły się w podkówkę, a oczy zaczęły być wilgotne.
– Droga Rozalio. To jest możliwe. Wszystko jest możliwe. Może nie było możliwe wczoraj, ale dzisiaj jest możliwe i będzie możliwe kiedyś. Musisz w to uwierzyć. Jak się w coś wierzy, to istnieje bardzo duża szansa, że to się spełni. Ja wiem, że jestem twoim kotem. I wiem, że bardzo ciebie kocham. A ty mnie.
Oczy kota zrobiły się złoto–czerwone. Rozalia nie mogła przestać w nie patrzeć. A im dłużej patrzyła, tym bardziej robiło jej się ciepło w sercu i zaczynała wierzyć w to, co mówi kot.
– Jak masz na imię? – spytała Rozalka
– Guzik. Trafiłem do ciebie, gdy byłem bardzo malutki, a moje oczy miały jeszcze niebieski kolor. Taki sam jak guziczki przy sukience, którą miałaś na sobie, gdy mnie pierwszy raz przytuliłaś.
– A… a czy myślisz, że mogę się do ciebie teraz przytulić? – Rozalce zadrżał głos.
– Rozalko, wyglądasz, jakbyś się miała rozpłakać. Co ci jest?
– Boję się ciebie dotknąć.
– Nie bój się. Ja jestem twoim kotem. Mnie możesz dotknąć. Inne koty to co innego. Ich nie dotykaj, dopóki nie przestaniesz być uczulona.
– Na pewno nie będę ich dotykała – Rozalka wyciągnęła dłonie do kota, a ten zwinął się w precelek, przytulając się do jej brzucha.
Rozalka czuła jak ciało Guzika drży wraz z mruczeniem. Sierść była ciepła i mięciutka. Rozalka zamknęła oczy i przestała myśleć. Przestała się bać. Wczuwała się w kota i z każdą sekundą nabierała pewności, że chce, żeby kiedyś zamieszkał z nią. Zrobi wszystko, żeby pozbyć się uczulenia. Na pewno znajdzie się na to jakiś sposób!
Rozalia nie wiedziała jak długo tak leżeli. Czuła się bezpiecznie i nie chciała tego przerywać. W pewnym momencie Guzik przeciągnął się i popatrzył na dziewczynkę. Na jego pyszczku znowu pojawił się uśmiech. Kiedy Rozalia otworzyła oczy, kot odezwał się do niej.
– Nie wiesz, gdzie jesteś, prawda?
– Nie wiem.
– Ta kraina nie ma nazwy, ale jest trochę tobą. To, co widzisz, wypływa z ciebie. Ja muszę już wrócić do przyszłości. Pewnie tam się o mnie martwisz. A teraz twoim zadaniem jest odnaleźć Serduszkę. Widzisz tę ścieżkę? Ona cię do niej doprowadzi.
– Nie zostawiaj mnie. Boję się.
– Nie bój się. Jak będziesz się zaczynała martwić lub niepokoić, przypomnij sobie ten moment, kiedy leżeliśmy tu razem.
– Myślisz, że dam radę? – dziewczynka spojrzała w kocie oczy, szukając w nich potwierdzenia. W ich głębi migotały ciepłe złote iskierki.
– Dasz radę! Znam cię dobrze. Zawsze sobie dawałaś radę. A ja powinienem już pójść. Do zobaczenia, Rozalio – kot zmrużył oczy, poruszył wąsami i zniknął.
Dziewczynka patrzyła przez chwilę w puste miejsce po Guziku. Może właśnie tak jest, jak mówił kot. Może w przyszłości będzie mogła robić więcej rzeczy niż teraz. Tak, Rozalia bardzo chce w to wierzyć.
Wstała, otrzepała sukienkę i rozejrzała się wokoło. Za nią rosło wielkie drzewo, z ciemną koroną, gęsto pokrytą liśćmi. Rozalia starała się zobaczyć czubek tego drzewa, ale im wyżej patrzyła, tym ciemniejszą gęstwinę widziała. Drzewo było jakieś ściśnięte i zagubione.
– Nie chcę tu być – powiedziała do siebie dziewczynka – pora wyruszyć w drogę. Do Serduszki.
Dróżka wiodła przez pola pokryte wysokimi zielono– złotymi trawami. Było ciepło i słonecznie. Rozalka nuciła ulubioną piosenkę i szła do przodu, od czasu do czasu podskakując albo dotykając roślin, które ją otaczały. Czasami wydawało jej się, że gdzieś pomiędzy trawami pojawia się coś czerwonego.
– Pewnie mi się wydaje – powiedziała do siebie.
Nagle na ścieżkę wybiegło czerwone serduszko na chudych nóżkach. Zobaczyło Rozalkę i szybko uciekło w trawy.
– Hej! Poczekaj! Nie uciekaj! – dziewczynka pobiegła do miejsca, w którym serduszko zniknęło, ale niczego tam nie było widać poza zielenią i złotem traw.
– Dziwne – powiedziała do siebie i już chciała wejść w trawy w poszukiwaniu serduszka, gdy poczuła, że boi się zejść ze ścieżki i zagłębić w coś, czego nie zna i co ją może uczulić. Stała przez chwilę patrząc w dal, na otaczające ją wzgórza. Była zła na siebie, że się bała. Zmarszczyła czoło.
– No i tak to ze mną jest. Niczego nie potrafię zrobić – powiedziała na głos – Nawet złapać jakiegoś serduszka.
Tymczasem niebo przestało być błękitne, a słońce skryło się za szarymi chmurami. Zaczął wiać chłodny wiatr. – Zrobiło się niemiło – Rozalka zwróciła się do nieba
– Ty jesteś szare, a ja jestem na siebie zła. Kiedy to mówiła kolory wokoło zaczęły blednąć.
– Rozalio, miło mi Cię znowu widzieć – usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się szybko przestraszona. Przed nią stała chuda, wysoka kobieta o bladej twarzy.
– Nie poznajesz mnie? Jestem Złością. Przecież się znamy – kobieta rozciągnęła wąskie usta w uśmiechu i wyciągnęła dłoń w kierunku Rozalii.
Oczy dziewczynki otworzyły się szerzej. Zamarła na chwilę ze strachu. Chciała uciekać, ale coś trzymało ją w miejscu. Nie mogła odkleić nóg od ziemi.
– O nie! Tak nie może być. Nie chcę tej kobiety. Nie chcę, żeby mnie dotykała – pomyślała. Kątem oka zobaczyła, że przez wyblakłe trawy przeskakiwały, uciekając szybko, sercowe stworki. Zamknęła oczy. Napięła się cała i starała się sobie przypomnieć, jak się czuła, gdy leżała z kotem pod drzewem. Powolutku w jej sercu robiło się coraz cieplej. Otworzyła oczy. Chuda Pani stała się jakby bardziej przezroczysta. Rozalia wypełniała się uczuciem spokoju, a Pani znikała coraz bardziej.
– Rozalio – cicho zapiszczała Złość – wróć do mnie. Jestem Ci potrzebna. Świat Cię nie lubi. Jesteś inna. Potrzebujemy siebie nawzajem.
Dziewczynka zawahała się. To prawda. Była trochę inna, bo miała ranki na skórze i niektórzy się ich bali. Ale przecież nie wszyscy. Ani tata, ani mama, ani jej brat, ani nawet jej przyjaciółka, która mieszkała obok. Ci, którzy ją znali, wiedzieli, że w środku jest taka sama jak inni. Tylko nie może głaskać kota albo jeść marchewki. I co z tego? Im to nie przeszkadzało. Rozalia popatrzyła Złości prosto w oczy.
– Nie wrócę do Ciebie. Nie chcę i nie potrzebuję. Może jestem inna, ale wszystko jest ze mną w porządku. Jestem taka, jaka jestem. I to jest dobre.
Pani Złość nagle rozdęła się jak bańka mydlana i z głośnym „puff” pękła, opryskując trawy wokoło. Spadające krople zostawiły czarne ślady na ziemi.
– A fuj! Co za paskudny stwór. Dobrze, że już jej nie ma – Rozalka odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła na spotkanie Serduszki.
Zbliżała się do lasu. Tu i ówdzie rosły duże kwiaty, na krzakach widać było dziwne owoce, a drzewa pełne były kolorowych liści. Dziewczynka idąc, przyglądała się roślinom. Wszędzie wiły się jakieś liany. Dotarła do małej polanki. Dróżka, po której kroczyła rozgałęziała się tu w pięciu kierunkach. Nigdzie nie było widać żadnego drogowskazu ani czegokolwiek innego, co pomogłoby podjąć decyzję, dokąd iść. Na niektórych z drzew spały leniwce. W sercu Rozalki zaczął pojawiać się niepokój.
– Hm… nie będę się bała – pomyślała sobie, zacisnęła piąstki, zmarszczyła usta i rozejrzała się jeszcze raz dokładnie – Może te śpiochy mi pomogą.
Podeszła do najbliższego leniwca i pociągnęła go za zwisającą luźno łapę. Nawet nie drgnął. Pociągnęła mocniej. Leniwiec wyrwał się z uścisku Rozalki jednym, zaskakująco silnym ruchem, przesunął się wyżej i znowu zastygł bez ruchu. Nawet nie otworzył oczu. Dziewczynka podeszła do kolejnego. To samo. Leniwiec się nie obudził, tylko przesunął tak, że nie mogła go już dosięgnąć. To było denerwujące. Czoło dziewczynki zmarszczyło się. Zaczęła ją ogarniać złość.
– Zaraz, zaraz. Miałam się nie złościć. Może jest jakiś sposób na te zwierzaki – powiedziała sama do siebie i podeszła do kolejnego leniwca. Złapała jego łapę i zaczęła ją głaskać, śpiewając cichutko piosenkę.
– Mrrrrr. Kto to tak pięknie śpiewa – usłyszała cichy głos leniwca.
– To ja, Rozalia.
– Śpiewaj Rozalio, śpiewaj. Masz piękny głos. – leniwiec otworzył jedno oko i zaczął się kołysać w takt melodii.
– Mogę Ci jeszcze pośpiewać.
– Tak, śpiewaj Rozalio, śpiewaj – odezwało się kilka innych leniwców.
Dziewczynka zanuciła kolejną piosenkę. Coraz więcej leniwców otwierało oczy i bujało się na lianach. Kiedy skończyła piosenkę, leniwiec odezwał się.
– To było bardzo miłe. Czy możemy coś dla Ciebie zrobić?
– O tak! Nie wiem, którędy mam dalej iść. Szukam Serduszki.
– Nie ma sprawy. Pokażemy Ci drogę – leniwiec uśmiechnął się i wskazał jedną ze ścieżek. Inne leniwce też podniosły łapy, żeby pokazać kierunek. Tyle, że każdy z nich pokazywał inną ścieżkę!
Rozalia usiadła na kamieniu i oparła twarz na dłoniach.
– I co ja mam teraz zrobić? – spytała na głos, ale nikt jej nie odpowiedział, bo leniwce znowu zapadły w sen
– Utknęłam.
– Ale zaraz, kot kazał mi wierzyć, że jakieś rozwiązanie się znajdzie – pomyślała. Zamknęła oczy i zaczęła sobie wyobrażać drogowskazy przy każdej ze ścieżek.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała głośno i otworzyła oczy. Nie pojawił się żaden drogowskaz, ale na jednej ze ścieżek zobaczyła w oddali małego serduszkowego stworka.
– To musi być znak – pomyślała i pobiegła w jego stronę. Ze zdziwieniem zauważyła, że serduszko wcale przed nią nie ucieka, tylko czeka na nią, uśmiechając się. Kiedy do niego podeszła, zrobiło dwa kroki do tyłu, nie przestając się uśmiechać, odwróciło się i pomaszerowało przed siebie. Rozalka poszła za nim. Wędrowali jeszcze z godzinę, aż dotarli do niewielkiej drewnianej chatki. Przed chatką krzątała się niska, okrągła kobieta.
Sypała nasiona na grządki. Za każdym razem, gdy brała garstkę nowych nasion, coś do nich szeptała uśmiechając się. Rozalka podeszła bliżej. Kobieta nie patrzyła w jej stronę.
– Dzień dobry! Mam na imię Rozalia. Szukam Serduszki.
Kobieta poderwała się gwałtownie do góry.
– Ojej! Ale mnie wystraszyłaś. Nie wolno tego robić starszym Paniom, a szczególnie, gdy sadzą Miłoszki.
– Przepraszam Panią – Rozalia nie chciała nikogo wystraszyć – Miłoszki? To kwiatki czy warzywa?
– Ani kwiatki, ani warzywa. Sama zobaczysz. Jeśli chcesz, możesz im pomóc wyrosnąć. Nigdy nikt mi w tym nie pomagał, ale wydaje mi się, że Ty dałabyś radę.
– A co trzeba zrobić, by wyrosły? – spytała dziewczynka.
– Na początek napijemy się razem lemoniady. Chcesz? Wydaje mi się, że długo tu wędrowałaś. Ja na pewno muszę się napić, bo od kilku godzin pracuję w ogrodzie. A, nie przedstawiłam się. Nazywam się Serduszka. To mnie szukałaś.
Usiadły razem przy niewielkim stoliku obok wejścia do domu. Lemoniada była już gotowa. Rozalia zdziwiła się, że na stole stoją dwie szklanki. – Czyżby mnie tu oczekiwano? – Podniosła szklankę. Lemoniada smakowała wybornie. Dziewczynka rozejrzała się. Wokoło panował spokój. Ptaki śpiewały, owady bzyczały, drzewa szumiały, a słońce ocieplało grządki. Wszystko było na swoim miejscu.
– Dobrze się czujesz Rozalio? – spytała Serduszka.
– Tak, nawet bardzo. Chyba ostatnio bardziej siebie lubię i jest mi z tym dobrze – Rozalia uśmiechnęła się do kobiety – Czy może mi Pani powiedzieć, jak mogę pomóc przy Miłoszkach?
– Już mi pomagasz.
– Przecież ja nic nie robię.
– Może nic konkretnego nie robisz, ale masz dobre myśli, a dobre myśli są potrzebne Miłoszkom, żeby wyrosły. Poczekajmy jeszcze chwilę. Za moment będą gotowe.
– Tak szybko? – zdziwiła się Rozalia.
– Czas potrafi płynąć różnie. Czasem krótko wydaje się długo, a długo mija bardzo szybko. To zależy od nas, jak ten czas spędzimy. O! Słyszysz? Chyba się budzą – Serduszka wstała i ruszyła w stronę grządek.
Dziewczynka usłyszała ciche popiskiwania. Podążyła za kobietą. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Z ziemi powoli wydostawały się małe czerwone serduszka na chudych nóżkach. Każde po kolei podbiegało do Serduszki i tuliło się do jej nóg. Kiedy zobaczyły Rozalkę zaczęły podbiegać też do niej, uśmiechając się, popiskując i przytulając się. W pewnym momencie zbiegły się i pobiegły w kierunku łąki, która rozciągała się przed domkiem. Chwilę potem wszystkie zniknęły w trawie.
– Co to było? – spytała Rozalka
– To właśnie Miłoszki, czyli nasze dobre myśli. Pobiegły w świat. Może komuś pomogą. Napijmy się jeszcze lemoniady. Mam też pyszne babeczki. Zaraz je przyniosę
– Serduszka uśmiechnęła się do Rozalii i weszła do domu.
Dziewczynka usiadła na krześle i zamknęła oczy. Wszystko było na swoim miejscu.