Oczywiście slogany typu „patrz na skład”, „kupuj zdrową żywność”, to truizmy. Do podjęcia właściwych decyzji zakupowych to jednak za mało. Poniżej opisujemy kilka podstawowych zasad, które wyjaśnią jak na podstawie etykiety stwierdzić, czy produkt nadaje się do spożycia. Pomijamy tu kwestie alergii na poszczególne składniki – siłą rzeczy produkt, który posiada w składzie dany alergen, jest nieakceptowalny dla alergika czy atopika z alergią.
Każdy produkt jakoś się nazywa – to fakt. Należy pamiętać, że już sama nazwa może nam wiele powiedzieć z czym mamy do czynienia. Należy zatem nauczyć się, że istnieje istotna różnica pomiędzy jogurtem truskawkowym, a jogurtem o smaku truskawkowym. Oczywiście w teorii ten truskawkowy powinien zawierać owoce, a ten o smaku truskawkowym, będzie zapewne zawierał aromaty, barwniki, które będą imitowały prawdziwy owoc. Teoretycznie zatem wybieramy ten „truskawkowy”, bo będzie zdrowszy, ale teraz pora na krok kolejny, czyli jego skład.
W przypadku np. jogurtów owocowych jest on szczególnie istotny, ponieważ pomimo pewnej zawartości owoców, najczęściej mają one w składzie cukier lub wcale nielepszy syrop glukozowo-fruktozowy. Takiego jogurtu nie polecamy nawet naszemu największemu wrogowi. Skład, czyli ciąg składników i dodatków, które znajdują się w produkcie, zaczyna się od surowców, których jest najwięcej w wybranym przez nas artykule spożywczym. Często producenci piszą procentową zawartość danego składnika. Z kolei obowiązek podawania wykazu składników nie dotyczy produktów jednoskładnikowych np. kaszy jęczmiennej, cukru itp. Spis ten zawiera także nazwy substancji dodatkowych (np. glutaminian sodu) lub ich numery (np. E-621). Podawanie składu produktu jest szczególnie istotne dla osób, które z różnych przyczyn (np. z powodu alergii) nie mogą spożywać danego składnika, np. glutenu lub produktu – nasion sezamu czy orzeszków ziemnych. Nie zawsze też określony produkt ma tradycyjny skład. Na podstawie samej nazwy możemy mylnie określić, co dany produkt zawiera, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do innego składu. Dlatego właśnie tak istotne jest każdorazowe zapoznanie się z etykietą, a nie ufanie, że dany artykuł nie zawiera czegoś, co jest dla nas szkodliwe, bo poprzedni wybrany przez nas produkt określonego składnika nie miał.
Problematyczne, szczególnie dla alergików, są formułki „Produkt może zawierać…”. Te zapisy odnoszą się do naj częściej spotykanych silnych składników alergennych, takich jak jaja, orzechy, sezam, białka mleka krowiego, skorupiaki czy gorczyca i seler. Plusem jest to, że jeśli dany alergen w składzie jest, producent musi o tym fakcie poinformować WYRAŹNIE. Formułki opisywane powyżej odnoszą się do sytuacji, w której producent w swoim zakładzie, gdzie powstają różne artykuły spożywcze do produkcji innego niż ten produkt wybrany przez nas używa którejkolwiek z substancji alergennych. Można zatem przypuszczać, że w naszym produkcie ten alergen znaleźć się nie powinien, ale istnieje prawdo podobieństwo, że jest inaczej. W Polsce, pomimo wprowadzonych już ponad rok temu przepisów, takie miejsca jak restauracje nie przestrzegają zasad i bardzo często nie informują w kartach menu o potencjalnych alergenach znajdujących się w potrawach. Dodajmy, że przepisy zobowiązały restauratorów do zamieszczania przy każdej potrawie oznaczeń najistotniejszych alergenów. Niestety tu się kłania „polska gościnność” i nie tyle brak zainteresowania potrzebami klientów, a brak świadomości tego, jakie zagrożenie niesie za sobą brak informacji o alergenach. Dla porównania dodajmy, że na przykład w Chorwacji, krainie turystycznej, oznaczanie w restauracji potraw specjalnymi kodami odpowiednimi dla konkretnych alergenów, to standard.
Większość z nich niekorzystnie wpływa na nasz organizm i należy ich unikać jak tylko się da.
Tutaj trzeba uczciwie nadmienić, że nie wszystkie symbole E są szkodliwe – niektóre to naturalne substancje, których wcale nie trzeba unikać, a wręcz przeciwnie, korzystnie wpływają na jakość towaru.
Wartość odżywcza zazwyczaj przedstawiana jest w postaci tabelki, która zawiera ilość wybranych składników pokarmowych oraz energii zawartej w określonej porcji pro duktu np. w 100 g lub 100 ml lub innej określonej porcji. Producenci żywności mogą podawać tę informację, ale nie muszą. Całe szczęście większość z nich ma świadomość, że coraz więcej osób czyta etykiety, więc przykładają się i zamieszczają dokładne tabele wartości odżywczej.
Z tabeli dowiesz się ile dany produkt zawiera kalorii, białka, tłuszczu, węglowodanów oraz błonnika w porcji. Warto znać podział kaloryczności produktów i nim kierować się podczas robienia zakupów.
Jeśli chcecie zgubić nieco kilogramów warto, aby dieta bazowała na produktach o niskiej i umiarkowanej kaloryczności, czyli warzywach, owocach, warzywach strączkowych, pełnoziarnistych zbożach i chudych źródłach białka – nabiale i mięsie.
Unikajcie produktów o bardzo wysokiej kaloryczności (poza orzechami), a te o wysokiej (np. owoce suszone) spożywajcie okazjonalnie lub w małych ilościach.
Zaraz pod ilością węglowodanów, producenci zazwyczaj podają ilość cukru. Ważne jest, aby ta ilość była możliwie jak najmniejsza. O ile węglowodanów złożonych nie należy się obawiać, o tyle cukrów prostych pochodzących z przetworzonej żywności (a zazwyczaj o takiej mówimy w przypadku etykiet) należy unikać.
Pod informacją o ilości tłuszczu, zazwyczaj wyszczególniona jest ilość nasyconych kwasów tłuszczowych. Ważne, aby była ona jak najbliższa zeru. Nadmiar tych tłuszczy w diecie prowadzi do wzrostu „złego” cholesterolu, a to może prowadzić do szeregu schorzeń sercowo-naczyniowych. Normy jasno mówią o tym, by wyeliminować nasycone kwasy tłuszczowe z diety.
Tłuszcze trans, izomery trans kwasów tłuszczowych, utwardzony czy uwodorniony tłuszcz roślinny to określenia dla najbardziej niezdrowego rodzaju tłuszczu, który kategorycznie nie powinien występować w czyjejkolwiek diecie.
Niestety żywność wysoko przetworzona, szczególnie słodycze i produkty cukierni cze, zawierają znaczne ilości tego przyczyniającego się m.in. do insulinooporności składnika.
Często producenci nie podają informacji o zawartości tłuszczy trans, pomimo że ich obecność jest znaczna. Z kolei produkty, które maja taką informację, posiadają ją w celu „pochwalenia się”, że zawierają ich małą ilość i zachęcenia do zakupu.
Na każdym opakowaniu musi być jedno z tych dwóch sformułowań:
Pewne produkty, ze względu na wyjątkowo długą przydatność do spożycia, nie muszą mieć określonej trwałości, należą do nich m. in.: cukier, guma do żucia, landrynki, wino i napoje alkoholowe zawierające powyżej 10%. alkoholu oraz pieczywo i ciasta przeznaczone do spożycia w ciągu 24 godzin od wytworzenia.
Nie dajmy się oszukać… Niektórzy producenci próbują pokazać wyższość swoich produktów nad innymi, zamieszczając informacje co prawda prawdziwe, lecz wprowadzające w błąd. Sugerują niższą jakość innych produktów spożywczych tego typu lub dają do zrozumienia, że ich produkt posiada szczególne właściwości. Przykładem JAKO CIEKAWOSTKA może być umieszczenie następujących określeń:
Kolejną sztuczką jest bardzo popularne określenie „lekki” lub „light”, oznaczające, że kaloryczność danego produktu jest o 30 proc. mniejsza w porównaniu do tradycyjnego odpowiednika. Problem polega na tym, że brakuje prawnie usankcjonowanej definicji tego, co jest „light”.
Kategoria light nie podlega żadnej kontroli i nie potrzeba do niej certyfikatu. Na skutek tego producenci indywidualnie dopasowują etykiety przetworów light do własnych produktów. I tak jogurt light co prawda nie zawiera cukru, ale za to ma dwa razy więcej tłuszczu i syntetyczne słodziki, bo naturalne typu stewia są zbyt drogie, podnosiłyby więc cenę produktu. Jogurt grecki jako produkt naturalnie bardzo tłusty, nawet w wersji light będzie wysokokaloryczny – w innym wypadku nie byłby jogurtem greckim (czy też jogurtem typu greckiego).
Niektórzy producenci robią jeszcze sprytniejsze NUMERY, by tylko sprzedać swój produkt jako bardziej wartościowy, zdrowy etc.
Przyjrzyjmy się produktowi jakim jest „Masło orzechowe 30 proc. tłuszczu mniej” nie bez przyczyny kojarzącym się z lekkością i błękitną etykietą. Klienci nie raz nabierali się na tę sztuczkę, kupując ten produkt z świętym przekonaniem, że jest zdrowszy i ma 30 proc. kalorii mniej, bo przecież z tym się kojarzy błękitny kolor i minus 30 proc. Wszyscy byli zdziwieni, kiedy okazało się, że co prawda to masło ma 30 proc. tłuszczu mniej (bagatela – zdrowego tłuszczu, bo pochodzącego z orzeszków ziemnych) ale za to ma aż 27g (czyli ponad pięć łyżeczek) cukrów prostych w 100 g, gdzie np. naturalne masło innej marki ma ok. 3 g. Produkt zawierał także niespełna 70 proc. orzechów, zaś dobre masła mają ponad 90 proc. tego składnika. Sprawia to, że masło uznawane za dietetyczne, pomimo że jest nieco mniej kaloryczne, to ma skład, który czyni go kremem cukrowo-orzechowym, a nie orzechowym, tak jak to być powinno.
Produkty bezglutenowe często kojarzone są ze zdrową żywnością, ze względu na modę na żywność bio, eko, gluten free. W przypadku produktów bezglutenowych musimy być czujni, ponieważ wbrew powszechnie panującej opinii bezglutenowe nie ZAWSZE oznacza zdrowe.
Bezglutenowe słodycze czy pieczywo mogą mieć w składzie cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, szkodliwe tłuszcze trans, konserwanty i inne dodatki.
Jedyne czego nie mają na 100 proc. to gluten i dlatego produkty ze znakiem przekreślonego kłosa zalecane są dla osób z celiakią czy nadwrażliwością na gluten. Zdrowe osoby nie powinny poddawać się modzie i jadać nie zawsze zdrową, a za to droższą żywność gluten free. Zawsze można zrobić coś równie modnego, a zdrowszego, np. wyjść na jabłko – to akcja Nutrition Daily, która promuje przerwę na jabłko zamiast przerwy na papierosa, którą mocno należy popierać.
Wybierajmy więc produkty jak najmniej przetworzone. Podstawą diety powinny być warzywa, owoce, produkty pełnoziarniste. Nie kupuj żywności wysoko przetworzonej i produktów, których przeczytanie składu zajęłoby Ci więcej niż minutę Mięso wolnego wybiegu lub chowu ekologicznego, czyli oznaczane jako 1 i 0.
Dużym ułatwieniem są sklepy z ekologiczną żywnością, obecnie coraz bardziej popularne w wersji internetowej. W takich sklepach występują produkty bez konserwantów, sztucznych aromatów i barwników. Większość ma niezbędne certyfikaty i jest dokładnie opisana, więc można zapoznać się zarówno ze składem, jak i wartością odżywczą.
Świetny artykuł. Zawiera dużo informacji. Ale niektóre artykuły to trzeba z lupa czytać.